Dzisiaj o strefie naszego komfortu, podejmowaniu decyzji, które nie zawsze są racjonalne i idealnie przeanalizowane, wręcz odwrotnie niosą ze sobą ogromny stopień ryzyka.
Parę lat wstecz zaczynając pracę jako trener, zdawałem sobie sprawę, że muszę być osobą otwartą, która z lekkością nawiązuje relacje interpersonalne. Nigdy nie miałem problemu ze znalezieniem ekipy ziomków, z którymi pójdę na wagary, powybijać kamieniami szyby w opuszczonych koszarach wojskowych, czy pograć na boisku szkolnym w marynę.
Każdy z nas znał życie jak nikt inny, rodzice i nauczyciele to były ostatnie osoby, które mogły powiedzieć coś rozsądnego, byliśmy najmądrzejsi. Buntownikiem byłem strasznym, miałem naprawdę wyszczekaną mordę i nieraz pokutowałem za swoje czyny. W gimnazjum, na lekcji chemii, dostałem takiego liścia od Pani nauczycielki, że jak sobie teraz przypominam, to mi w głowie szumi. Po latach bardzo chciałbym podziękować mojej Pani od chemii, ponieważ dzięki niej kminie aminokwasy, cykl krebsa, po co mi kreatyna i ogarniam jak chłopaki na siłowni gadają:
Siema !
Jesteś na długim czy krótkim ?
😉
Kiedy w wieku 22 lat zaczynasz pracę jako trener personalny, w klubie gdzie trening kosztuje 150 zł , to trenujesz ludzi, których na to stać. Jeżeli stać ich na trenera, dobry samochód, wakacje cztery raz w roku, są to osoby, które na pewno w pewnym etapie życia wyszły ze strefy komfortu i podjęły ryzyko. Do czego zmierzam….
Codziennie się widujesz z podopiecznymi, każdy jest inny, ma inne poglądy, zainteresowania, pasje. Dużo się od nich uczysz, jak podejść do biznesu, rozwoju, mówią Ci o swoich błędach, które popełnili oraz sukcesach, które osiągneli. Jeżeli jesteś otwarty na wiedzę i kumaty, to szybko odpowiesz sobie na pytanie, że dostajesz podane na tacy doświadczenie życiowe, a nie teorie książkowe. Mówię tutaj również o podopiecznych online, którzy mnie odwiedzają i mimo młodego wieku, też posiadają życiowe doświadczenie, które mi pokazują. Nic się nie dzieje samo z siebie, jeżeli sumiennie pracujesz nad swoją rzeczywistością. Mam tutaj na myśli konsekwentne dążenie do celu, nie patrząc na czas, który i tak upłynie. Jestem bardzo wdzięczny wielu moim podopiecznym, którym pomogłem poprawić kondycję zdrowotną organizmu, a Oni przekazali mi wiele cennych rad, które miały i mają wpływ na ciągły rozwój mojej osoby. Budzili się nie raz z kredytami i zadłużeniami na pare milionów, mimo to konsekwentnie każdego dnia wstawali i walczyli o swoje. Teraz jak patrzą z perspektywy czasu jakie decyzje podejmowali, to z aktualnym doświadczeniem, drugi raz by tego nie zrobili.
W młodym wieku jesteśmy bardziej zawzięci, ale na pewno głupsi, podejmowanie ryzyka przychodzi nam łatwiej. Z biegiem lat jesteśmy bardziej doświadczeni,więcej kalkulujemy i boimy się podejmować ryzyko, wpadając w strefę komfortu. Jeżeli jesteśmy na początku swojej drogi, posiadamy ogromną determinację do działania, walczymy codziennie o swoje budując charakter. Kiedy osiągamy swój prywatny sukces, od razu planujemy kolejne wyzwania, bo tak naprawdę najlepsza jest cała droga przez, którą musimy przejść, dojście do celu jest już tylko wiśnią na torcie. Często słyszymy takie słowa:
Ty to masz szczęście, jesteś w czepku rodzony.
Ostatnio ktoś powiedział mi ciekawą teorię na temat szczęścia. Szczęście to sinusoida, która ma cały czas linię prostą. Jeżeli całe życie zostajesz w jednym punkcie: ta sama praca, miejsce zamieszkania, te same relacje. Jesteś niezadowolony ze swojego istnienia i nie trafiłeś jeszcze na ” szczęście” to nie powinno Cię to dziwić, przecież nic nie robisz, żeby to zmienić. Ludzie, którzy podejmują ryzyko, inwestują, rozwijają się, zawsze mają wzloty i upadki, przez co ocierają się o szczęście cały czas. Nie mają zakodowanego w głowie lenistwa i myślenia typu ” a może się uda zdać ten egzamin” nie ZDAM ten egzamin i robie swoje dalej. Zaczynając etap, w którym chcesz coś osiągnąć, odrzuć na bok myślenie o szczęściu, skup się na realizacji planów i pierdol szczęście, po prostu działaj !
Przytoczę Wam historię z życia wziętą, która wydarzyła się na maturze. Nie wiem czy takie zdarzenie miało miejsce, ale szczerze mam to w dupie, bo naprawdę od małolata, mam to cały czas w pamięci. Moja kuzynka opowiadała mi kiedyś o chłopaku, który zrobił naprawdę coś odważnego. Była to stara matura pisemna z języka polskiego, gdzie pytanie do napisania wypracowania było następujące:
Czym jest dla Ciebie ryzyko?
Każdy z Was zna zasady pisania matury i wiemy ile trzeba mieć zdań, jakie rzeczy uwzględnić, odnieść się najlepiej do bibliografii, żeby zdać pozytywnie.
Chłopak napisał:
„To jest właśnie ryzyko”
Oddał pracę, która została zaliczona na najniższy stopień i zdał. Myślisz sobie matura, muszę zaliczyć, co powie rodzina, znajomi, muszę iść na studia. Dla mnie jest to idealny przykład jak ktoś, podejmuje ryzyko, ale ufa sobie w 100 % i pierdoli schematy.
Zaczął się nowy rok, każdy ma postanowienia. Ja Ci powiem jedno od siebie, jeżeli myślisz codziennie od paru miesięcy o zmianie, a coś Cię powstrzymuje to jutro jest idealny moment.
Pozdrawiam
DB!